Rudy
jęknął pod nosem, ponieważ mało brakowało, a przestałby czuć własne nogi. Nie
miał pojęcia ile kilometrów zdołali pokonać piechotą, ale było ich co najmniej
kilkanaście. Kolana regularnie uginały się pod nim, odmawiając dalszego
posłuszeństwa. Kontynuował marsz tylko dlatego, że zmuszał go do tego Justin. W
innym wypadku już dawno runąłby na ziemię, rozkładając dłonie na boki. Z trudem
łapał oddech, a jeśli mu się to udało, trzymał powietrze w płucach jak
najdłużej. Nozdrza chłopaka rozszerzały się, a serce łomotało mu w piersi. Czuł
się, jakby właśnie przebiegł maraton, a przecież tylko maszerował przed siebie
bez celu.
-
Stooooop! – przeciągnął samogłoskę i zatrzymał się w celu protestu. Justin
niedostrzegalnie wywrócił oczami i niechętnie spojrzał na przyjaciela. Gray
opierał dłonie na kolanach i pochylał się do przodu, starając się uspokoić
oddech. - Gdzie idziemy?
-
Nie wiem, Rudy – wzruszył ramionami
szatyn. Mówił prawdę. Od godziny krążyli po mieście, nie umiejąc znaleźć punktu
zaczepienia. Nie wiedział, gdzie porywacze zabrali Hazel i ten fakt doprowadzał
go do szału. Mogła znajdować się gdziekolwiek. Rozumiał, że z każdą kolejną
minutą, zmniejszają się szansę na znalezienie jej żywej. Nawet nie dopuszczał
do siebie myśli, że coś mogło stać się Lloyd. Nie wybaczyłby sobie tego. –
Prosto przed siebie – dodał i tym samym przerwał milczenie. Tą wypowiedzią
najwyraźniej zbił z tropu kolegę, ponieważ Rudy zmarszczył brwi w pytającym
geście.
W
tamtym momencie miał głęboko w poważaniu to, że Gray ledwo trzymał się na
nogach. Justin był tak zdeterminowany, że nawet nie odczuwał zmęczenia. Zrobił
parę kroków naprzód i właśnie wtedy mignęła mu przed oczami znajoma sylwetka.
Zmrużył oczy, dostrzegłszy w wąskiej uliczce białą ciężarówkę, którą poszukiwał
tak nieudolnie. Natychmiast w jego sercu narodziła się iskierka nadziei. Bez
słowa biegiem ruszył w tamtym kierunku.
Gdy
znalazł się wystarczająco blisko wyciągnął rękę, by złapać skrawek bluzki
nieznajomego chłopaka. Przycisnął go do ciężarówki w ułamku sekundy, lokując
łokieć tuż przy jego szyi. Szatyn był tak zdezorientowany, że nawet się nie
bronił. Błądził zamglonym spojrzeniem po twarzy Justina, jakby próbował zdobyć
jakieś odpowiedzi. Hunt czuł jak zalewa go fala złości. Niemal poczerwieniał od
tego na twarzy. Wiedział, że teraz nic go nie powstrzyma. Kiedy wpadał w szał,
nie potrafił nad sobą zapanować. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył chłopaka w bok
twarzy.
-
Gdzie ona jest? – syknął. Wszystkie mięśnie na jego twarzy napięły się, przez
co wyglądał o wiele groźniej. Nawet nie czekał na odpowiedź. Z całej siły
kopnął go w kolano, a kiedy ten zgiął się w pół, wykorzystał moment i przyłożył
mu spluwę do skroni. – Mów!
-
Wy-wywiozłem ją do jakiejś bogatej rodziny – wydusił na jednym tchu, krztusząc
się własną śliną. Splunął na ziemię i uświadomił sobie, że krwawią mu dziąsła.
Nie chciał się bronić, bowiem zrozumiał, że postąpił źle. Gdy tylko wsiadł do
ciężarówki, zaczęły zżerać go wyrzuty sumienia, że zachował się tak w stosunku
do Hazel. – Żałuję – wyjęczał, łapiąc się za brzuch, gdzie przed sekundą
wylądowało kolano Justina. Należało mu się. – Czystka pochłonie każdą duszę.
-
Teraz nas tam zawieziesz, zrozumiano? – pochylił się ku niemu i w tym samym
momencie ścisnął jego kark. Dan energicznie pokiwał głową. Justin brutalnie
wcisnął go do ciężarówki, a sam zajął miejsce za kierownicą. Rudy usiadł gdzieś
z tyłu, w towarzystwie dwójki zamaskowanych chłopaków. Wcale mu się to nie
uśmiechało, ale z Justinem Huntem się nie dyskutuje.
Ruszyli
z piskiem opon. Liczyła się każda sekunda.
Nieznajomy
mężczyzna w drogim garniturze nawet nie zamierzał się z nią cackać. Kiedy tylko
ciężarówka zniknęła z zasięgu ich wzroku, chwycił stanowczo Hazel za ramię i
siłą wepchnął do budynku. Bezustannie zmierzali ku górze wąskimi i krętymi
schodami. Wokół panowała duchota i czuć było stęchliznę. Zapach był tak
intensywny, że dziewczyna musiała zatrzymać powietrze w ustach, by nie musieć
oddychać tym skażonym. Miała wrażenie, że za parę chwil po prostu zwymiotuje.
Ze stresu, z bezsilności i cierpienia.
Przestała
liczyć na jakikolwiek ratunek. Najwyraźniej tej nocy wykorzystała limit na
całe swoje życie. Justin pewnie już o
niej zapomniał i wreszcie zaczął realizować plan zemsty. Nie chciała, aby tego
dokonał. Zemsta pozwoli odetchnąć mu na chwilę, a później uderzą w niego
jeszcze większe wyrzuty sumienia. Gdyby tylko była obok, spróbowałaby przekonać
go do własnych racji…
Myśli
o przystojnym, wytatuowanym szatynie, który stanowił kompletne przeciwieństwo
Hazel, na chwilę pozwoliły dziewczynie oderwać się od brutalnej rzeczywistości.
Przypomniała sobie o niej, w momencie, kiedy grzmotnęła w twardą podłogą. Upadła na kolana i o mały włos
zderzyłaby się twarzą z drewnianymi panelami.
Rozpaczliwie
rozglądała się na boki, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
Pomieszczenie było bardzo surowe. Właściwie nie znajdowało się tutaj nic,
oprócz kilku krzeseł i przezroczystej folii, która przykrywała podłogę. Ściany
pokoju miały odcień zgniłej zieleni. Nie minęła nawet minuta, odkąd Hazel się
tutaj znalazła, a i tak udało jej się wyczuć niepokój, wiszący w powietrzu.
Uniosła
wzrok, bowiem ktoś się nad nią nachylał. Okazało się, że to kobieta o długich,
blond włosach. Jej ubiór stanowiła elegancka suknia w niebieskim kolorze. Po
lewym boku nieznajomej stała dziewczyna, która na oko mogła być w wieku Hazel.
Również postawiła na elegancję, odziewając się w czarną, rozkloszowaną
sukienkę. Po lewo natomiast znajdował się młody chłopiec. Wyglądał najbardziej
niewinnie, ale kiedy się uśmiechnął, w oczach zabłyszczało mu diabelskie
światło.
Lloyd
instynktownie zaczęła się wycofywać, jednak natrafiła na opór. Z impetem
uderzyła o piszczele mężczyzny w drogim garniturze. Chwycił ją za włosy i
postawił do pionu. Miała ochotę wyć z całych sił, ale szczerze mówiąc nie miała
na to siły. Pchnął ją z taką siłą, że wylądowała na krześle. Nie zdążyła
zareagować, a on już przywiązywał nadgarstki dziewczyny do oparcia. Próbowała
się wyrywać. Na marne. Od początku znajdowała się na przegranej pozycji.
Bacznie
obserwowała poczynania tej chorej rodzinki. Stanęli w okręgu, łapiąc się za
ręce. Przymknęli powieki, a z ich ust wydobył się potok słów. Miała wrażenie,
że znają je na pamięć, bo tak właśnie to brzmiało. Pomyślała, że zapewne
powtarzali je podczas każdej czystki. Recytowali tę samą regułkę, kiedy złapali
w sidła kogoś takiego jak Hazel.
-
Bogowie Ojczyzny, dziękujemy za dar, jaką jest ta młoda kobieta. Obiecujemy
należycie się nią zająć, tak jak na Czyścicieli przystało.
Z
kącików oczu Lloyd wypływał nieograniczony strumień gorzkich łez. Płakała, bo
zrozumiała, że to koniec. Nie było żadnej drogi ucieczki. Była tylko śmierć,
która zbliżała się wielkimi krokami.
Zakleił
jej usta taśma izolacyjną, by nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Ostatni
raz rzuciła spojrzeniem dookoła. Tym razem jej wzrok padł na bezwładne ciało
leżące w kącie. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła? Widok jaki
reprezentowały zwłoki był więcej niż okropny. Hazel od razu poczuła jak
zawartość jej żołądka niebezpiecznie się wierci. Ich pierwszą ofiarę
zdefiniowała jako młodą dziewczynę. Bok głowy miała wygolony do łysa, a twarz
podpaloną w kilku miejscach. Na nadgarstkach widniały ślady sznurów, siniaki
pokrywały całe ciało nieznajomej, a z rozległych ran wciąż sączyła się krew.
Lloyd naszły okropne myśli. Skończy tak jak ona, czy gorzej?
Kobieta
sięgnęła po jakiś nóż, podczas gdy mężczyzna wyciągnął z kieszeni bicz o
ostrych kolcach. Najpierw zamachnął się i z całej siły jaką w sobie zgromadził,
uderzył Hazel w twarz. Jej głowa machinalnie odleciała z bok, a z rozciętego
policzka wylał się strumyk szkarłatnej cieczy. Oprawca uśmiechnął się zimno i
zadał kolejny cios. A potem następny i następny. Ból przeszywał ciało Lloyd do
tego stopnia, że traciła kontakt z rzeczywistością. Brakowało jej sił, by
utrzymać otwarte oczy. Krztusiła się własnymi łzami, łapiąc powietrze.
Mężczyzna natomiast śmiał się głośno, jakby zadawanie cierpienia drugiej
osobie, było najlepszą na świecie zabawą. W międzyczasie kobieta w niebieskiej
sukience pochyliła się nad Hazel i przejechała ostrzem noża wzdłuż uda
dziewczyny. Dzięki temu rozcięła materiał jej spodni i bez problemu mogła
dostać się do skóry. Rozległe nacięcia na całym ciele blondynki, powoli
prowadziły do omdlenia. Ból był tak mocny, że powoli przestawała go odczuwać.
Płakała bezwiednie. Nie panowała już nad własnymi odruchami. Powieki stawały
się coraz cięższe, aż wreszcie opadły.
Kompletnie
odleciała. Chyba umierała.
Ciężarówka
zahamowała gwałtownie z piskiem opon. Można byłoby rzecz, że to scena rodem z
filmów akcji. W mgnieniu oka z wnętrza pojazdu wyskoczyły trzy osoby. Jeden z
nich nasunięty miał na czubek głowy kaptur bluzy, przez co zakrył połowę
twarzy. Pojedyncze kosmyki miodowych włosów opadały na czoło i jakimś cudem
wydostawały się z pod ciemnego materiału ubrania. Rzucił krótkim spojrzeniem
dookoła i migiem udał się do drzwi. Tuż za nim wlókł się nieco wyższy od niego,
szczupły chłopak. Kiedy Justin łapał za klamkę, zrozumiał, że coś tu nie gra.
Odwrócił się przez ramię i posłał gniewne spojrzenie w kierunku, stojącego
najdalej Daniela.
-
Nigdzie nie idziesz – przepchnął się obok Rudego i kiedy dotarł do Dana,
odepchnął go mocno. Sam nie wiedział, skąd nagle pojawiła się u niego taka
dawka agresji. Stres zżerał go od środka, nie pozwalając normalnie myśleć.
Działał pod wpływem chwili, nawet nie myśląc o późniejszych konsekwencjach. Towarzysz
spojrzał na niego z przerażeniem i zdezorientowaniem, malującym się na twarzy.
-
Co? – wydukał i spuściwszy wzrok, zauważył jak dłonie Justina zaciskając się w
pięści na jego koszulce. Przełknął nerwowo ślinę. Może i bił się dobrze, ale w
starciu z tym szaleńcem nie miał najmniejszych szans. Brązowe tęczówki szatyna
niemal płonęły gniewem.
-
Spierdalaj – syknął Hunt, wypuszczając chłopaka z uścisku. Brodą wskazał na
ciężarówkę, dając mu znak, że powinien po prostu odjechać. Dan stał jak słup
soli. Nie do końca zrozumiał to, co Justin chciał mu przekazać. Widocznie
poirytowany nastolatek wywrócił oczami i rozchylił usta. – Następnym razem, gdy
wejdziesz mi w drogę, to wyrwę ci serce, a potem z powrotem wepchnę do gardła.
A w tym jestem mistrzem – wymruczał i wypiął dumnie pierś do przodu. Dan
momentalnie pobladł. Energicznie skinął głową i biegiem rzucił się w kierunku
samochodu, po drodze potykając się o własne, drżące nogi.
Po
tym jak sylwetka Daniela zniknęła z zasięgu wzroku szatyna, odwrócił się do
swojego przyjaciela i uśmiechnął krzywo. Słowa, które wypowiedział do tego
śmiecia nie były prawdą. W życiu nie wyrwał nikomu serca, więc niby jakim cudem
miałby być w tym mistrzem? Miał nadzieję, że Rudy doskonale to rozumie, jednak
jego spojrzenie mówiło coś innego.
-
Odbiło ci? – krzyknął wreszcie i dla podkreślenia dramatyczności sytuacji,
wyrzucił ręce w powietrze, by po sekundzie opadły swobodnie wzdłuż tułowia.
Hunt nie zamierzał ani odpowiadać na to pytanie, ani się tłumaczyć. Chyba
rzeczywiście tracił rozum i wszystko to sprowadzało się do Hazel, której wciąż
nie miał przy sobie. Ta myśl okropnie go wkurzała, przez co zachowywał się jak
największy idiota i świr.
-
Weź to – powiedział, jakby wcześniejsze pytanie nie wymsknęło się z ust Graya.
Wyciągnął z torby pistolet i wcisnął go w ręce kolegi. Rudy popatrzył na to
szeroko otwartymi oczami. Zmarszczył brwi i cmoknął w powietrze, jakby
gorączkowo się nad czymś zastanawiał. – Na wszelki wypadek, gdyby twój kij
zawiódł – zaśmiał się Justin i jednocześnie liczył na to, że uda mu się
rozładować napiętą atmosferę między nimi. Gray tylko westchnął i ostatecznie
złapał mocniej broń.
Hunt
skinął głową i podziękował w duszy za zrozumienie. Następnie bezszelestnie
weszli na klatkę schodową i biegiem udali się na samą górę. Znajdowały się tam
jedne drzwi i chłopak był pewny, że to właśnie tutaj znajduję się Hazel.
Odsunął
się parę metrów wstecz, odliczył w myślach oraz zamachnął się.
Raz,
dwa, trzy…
BUM!
*
Wczoraj przeżyłam chyba najgorsze chwilę w moim życiu!! Mój komputer nie chciał odczytać, żadnego z ff, które dotąd napisałam. Prawie płakałam, ale wreszcie udało mi się to odzyskać. Na szczęście. Nie wiem co zrobiłabym w innym przypadku. Przepraszam za opóźnienie z rozdziałem, ale sami rozumiecie!
Jeśli jesteście użytkownikami twittera, zapraszam do obserwowania konta, poświęconemu mojemu nowemu fanfiction Opiekun, które rusza już 23 stycznia! Znajdziecie tam wszystkie informacje, a z czasem i spojlery! -> @OpiekunPL
@agnieszkanopart
OdpowiedzUsuńwidzisz, mówiłam Ci, że się uda i odzyskasz swoje ff :)
rozdział jest świetny
przykro mi z powodu tego co spotkało Hazel ;c
Mam nadzieję, że Justin ją uratuje ♥
czekam na next ;p
zapraszam też do mnie
fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl
Jejku biedna Hazel, Justin na pewno ją uratuje, mam tylko nadzieje że jemu i Rudy'iemu nic sie nie stanie podczas ratowania jej... Nie moge sie już doczekać kolejnego rozdziału x
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_ ❤
OMG! jak dobrze, że Justin już tam jest.. :3 mam nadzieję, że uda mu się uratować Hazel i - w pewnym sensie - wszystko będzie dobrze :D
OdpowiedzUsuńnie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :*
@saaalvame
(dobrze, że udało Ci się odzyskać ff, bo chyba bym nie przeżyła bez Twoich opowiadań..)
Jeju biedna Hazel , mam nadzieje że jej się nic nie stanie :( ale Justin ją uratuje , na pewno. Ta rodzina jest chora , masakra !! Właśnie sobie myślałam że poczytałabym jakieś ff i pomyślałam o twoim a za 2 min. Przyszło mi powiadomienie ❤ nawet nie wiesz jak się cieszę bo kocham to ff !! Rozdział jak zwykle genialny , dobrze że tak dię potoczyło że odzyskałaś te ff ❤ czekam z niecierpliwością nn @myprettyKlaudia
OdpowiedzUsuńJustin musi ją.uratować!
OdpowiedzUsuńBiedna Hazel,mam nadzieję że Justin ją uratuje @Little1Lies
OdpowiedzUsuńjejku hazel
OdpowiedzUsuńrozdział jak zawsze super tylko ta mała czcionka....
OdpowiedzUsuńale emocje ! nie mogę sie doczekać nn
OdpowiedzUsuńBiedna Hazel ..
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze (:
Nie mogę się doczekać kolejnegoo rozdziału :) x
xx
@Natalia44x
Jak zawsze rozdział niesamowity! Tyle w nim akcji, no i Hunt tak straszny. Mam nadzieję, że uratuje Hazel i wszystko się ułoży. Nie wytrzymałabym tego bólu co ona :o W ogóle co to są za ludzie! Chora sytuacja.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny!
Bardzo proszę wszystkich czytelników www.collision-fanfiction.blogspot.com o głosowanie na Blog Miesiaca, to tylko moment dla Was! http://spisfanfiction.blogspot.com/
PS mam małą prośbę, a mianowicie... Czy mogłabyś polecić to pod kolejnym rozdziałem?
Bidulka z niej;c
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że wszystko będzie dobrze ;*
czekam na kolejny ;) @nxd69
o matko co się dzieje, nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Mam nadzieję, że Hazel nie umrze, ale jest to bartdzo prawdopodobne, tak samo jak happy end
OdpowiedzUsuń@luvbiebsandmint
o Boże, mam nadzieję że wszystko jakoś się ułoży..świetne!
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
Mam nadzieje, że to w tym pokoju będzie Hazel i że ja uratują
OdpowiedzUsuńo matko,ale akcja woooow świetny rozdział! mam nadzieję,ze jednak z Hazel nie będzie aż tak zle no i chłopakom nic się nie stanie i juz czekam na nowy bo no w takim momencie przerwałaś jejku
OdpowiedzUsuńSuper ;-)
OdpowiedzUsuńNie nie w takim momencie ;o
OdpowiedzUsuńRozdział genialny i ciagle mi mało :D
Czekam na nn :D
@yeeahme
Powiadom mnie o nowym :*
jeju jeju.. co dalej!!!! :DDDDDD
OdpowiedzUsuńBooooooomba :D
OdpowiedzUsuńświetny!!!! ♥
OdpowiedzUsuńo matko! dziewczyno zabiłaś mnie tym rozdziałem ! ;ooooooooo czy z nia wszytko będzie dobrze? ;o o matko ja się boję jak ona może wyglądać czy będzie żyć!!! czy Jus pozabija tych psycholi !??! o matko to jest takie ugh ! ZABÓJCZE !!!!! z niecierpliwością czekam na nn ;o rozdział genialny super mi się czytało i odpowiednia długość ale w takim momencie przerwać to grzech!!! much love weny i do nn- mam nadzieję że szybko ;) xoxo
OdpowiedzUsuńSmutne :(
OdpowiedzUsuńAle opowiadanie zrobione świetnie, z każdym rozdziałem zachęca :D