sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział piąty



Z odległości kilkunastu metrów dobiegł do nich głuchy, nieludzki odgłos. Ten dźwięk należał do tak przerażających, że Justin modlił się gorąco, aby udało mu się wyrzucić go z pamięci, gdy będzie się kładł. Uniósł brązowe tęczówki i wcale nie zachwycił się tym, co ujrzał. Z gęstej chmury szarego dymu, powoli wyłaniały się małe, migoczące światełka. Wraz z nim na horyzoncie pojawiła się ogromna ciężarówka, ozdobiona dziwnymi, religijnymi znakami. Chodziła tak głośno, że szatyn odruchowo miał ochotę zakryć uszy. Stał jak zahipnotyzowany, obmyślając w głowie jakiś plan. Niestety nie potrafił skupić się na niczym innym, niż dwójka chłopaków, która kurczowo trzymała się boków pojazdu. Za kierownicą siedział trzeci z nich. Każdy bez wyjątku pomalował twarz białą farbą, a na czole miał jakiś napis. Justin znajdował się zbyt daleko, aby mógł dostrzec, co jest tam napisane.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zmierzają prosto na nich. Czyściec może dopaść nawet bezbronne osoby, które znalazły się na zewnątrz przez czysty przypadek. Pomyślał o Hazel i zerknął na nią kątem oka. Zagubiona i roztrzęsiona rozglądała się na boki, próbując zrozumieć, co się dzieje. Jej piękne tęczówki znów zaszły mgłą, a Justin po prostu nie chciał tego oglądać.
- Ktoś mi powie jaki jest plan? – spytał Rudy, ówcześnie unosząc lewą rękę do góry. Ten nawyk został mu jeszcze z podstawówki. Zawsze, kiedy chciał zwrócić na siebie uwagę, zgłaszał się jak dzieciak na lekcjach.
- Nie ma żadnego planu – syknął szatyn, na zmianę zaciskając i rozprostowując palce. Rzucił okiem dookoła, szukając punktu zaczepienia. – Po prostu uciekamy! – krzyknął tak, aby uczestnicy Czystki nie zdołali go usłyszeć. Czym prędzej otworzył bagażnik samochodu i wyciągnął z niego czarną torbę. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił, ale chwycił stanowczo dłoń Hazel i wystartował do przodu. Biegł ile sił w nogach, co jakiś czas upewniając się, że Rudy jest tuż za nimi. Zatrzymał się dopiero w jakiejś bocznej uliczce.
Gray ledwo łapiąc oddech, oparł dłonie na kolanach i zgiął się w pół. Nagle w jego gardle pojawiła się gula, więc nie mógł normalnie przełknąć śliny. Był wściekły, bo z bezmyślności najlepszego przyjaciela, znalazł się w samym środku piekła. Czuł, jak czerwienieje na twarzy i w efekcie posłał Justinowi wrogie spojrzenie.
Kolejny raz strach wziął górę nad ciałem Hazel. Zimne dreszcze przebiegały wzdłuż jej kręgosłupa i nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Zamiast tego intensywnie przyglądała się Justinowi, jakby szukała na jego twarzy odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Zauważyła, że maleńka kropelka potu toczyła się wolno po policzku chłopaka, mijając wypukłą bliznę. Kiedy tylko ich spojrzenia się zrównały, speszona odwróciła wzrok. Poczuła się przyłapana na gorącym uczynku. Momentalnie policzki Lloyd zalały się rumieńcem i musiała schować go za kosmykami blond włosów.
W międzyczasie Hunt  próbował przeanalizować cała tą sytuację. Stracili auto, miał na głowie dwójkę bezbronnych ludzi, a na ogonie ciężarówkę. W umyśle układał nową trasę, a przy okazji zbadał czy teren jest już pusty. Odetchnął z ulgą, zorientowawszy się, że bandyci zniknęli z zasięgu jego wzroku. Nie miał najmniejszej ochoty na zabijanie kolejnych bachorów. Nie był przecież kryminalistą. Pragnął jedynie zemsty, nic więcej. Poza tym ogarnęło go dziwne uczucie, gdy strzelił do kogoś po raz pierwszy. Nie potrafił go zidentyfikować. Miał wrażenie, że coś mu brutalnie odebrano.
Niewinność.
W momencie, kiedy zabił pierwszego z tych chłopaków, przestał być taki bezbronny. Do cholery, przecież odebrał im najcenniejszy dar – życie! Zaczął się zastanawiać jakie wiedli życie i co stanie się z ich rodziną? Co pocznie ich matka, gdy dowie się o śmierci jedynych dzieci? Znów nie potrafił wyzbyć się poczucia winy. Potrząsnął głowa, odganiając od siebie czarne myśli i retoryczne pytania. Wziął kilka głębokich wdechów i wydechów, by wyrównać oddech.
- Możemy iść stąd na piechotę – powiedział, ale głos wciąż mu drżał. – Pod warunkiem, że będziemy na siebie uważać.
- Zwariowałeś!? – wrzasnęła Hazel, tracąc kontrolę nad emocjami. Po prostu musiała dać im ujście, bo inaczej chyba by eksplodowała z ich nadmiaru. Nie zamierzała udawać, że pomysł Justina jej się podobał, ponieważ tak nie było. – Nigdzie nie idę – zaparła się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej z zadartym podbródkiem. Mało brakowało, a tupnęłaby nogą ze złości. Justin patrzył na nią przez ułamek sekundy, próbując odgadnąć czy mówi prawdę. W końcu nie wiele się przejmując, wzruszył ramionami.
- Możesz tu zostać i się schować – podparł ręką podbródek, przybierając pozę myśliciela. – Nie gwarantuje jednak, że przeżyjesz. Ci skurwiele wyczują cię na kilometr – ciągnął, jakby nawet nie zauważył wiszącego w powietrzu napięcia, albo zdecydował się je zignorować. – Ale dobrze, to twoja decyzja.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i szarpnął Rudego za rękaw kurtki, by zmusić go do rozpoczęcia marszu. Lloyd gapiła się na niego bez słowa, a jej szczęka poruszała się, jakby dusiła w sobie to, co chciałby mu powiedzieć. Najchętniej wykrzyczałaby Justinowi prosto w twarz, że jest kompletnym idiotą, skoro ma zamiar ją zostawić. Szybko przeanalizowała w głowie wszystkie za i przeciw.
- Poczekaj! – zawołała takim tonem, jakby miała do zaoferowania coś niezwykle cennego. Justin zatrzymał się w pół kroku, ale nawet się nie odwrócił. Czekał na jej dalsze poczynania. Wyobraził sobie jak prosi go, by ją chronił. Całkiem spodobała mu się ta wizja i chętnie by ją spełnił.
- Wiedziałem, że się rozmyśli – mruknął Gray, przysuwając się nieznacznie do kolegi. Prawie stykali się rękoma. Dopiero teraz Hunt zauważył, że rzeczywiście Rudy jest od niego wyższy. Zwykle nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
- Tak naprawdę nie zostawiłbym cię samej – odezwał się wreszcie Justin, przy okazji kompletnie lekceważąc przyjaciela. W tym samym momencie Hazel uniosła duże, zielone tęczówki i uśmiechnęła się nikle. Nie zamierzała dłużej zwlekać, więc dorównała im kroku.
Szli około piętnastu minut. Słyszała mnóstwo wystrzałów, które wciąż odbijały się w głowie blondynki głośnym echem. Wiedziała, że trudno będzie jej się pozbyć wspomnień tego dźwięku. Pewnie będzie prześladował ją podczas najmroczniejszych koszmarów. Podążała tuż za Justinem. Nie chciała stracić go z oczu, choćby na sekundę, bo później mogłaby tego gorzko pożałować. Co prawda był małomówny i nie chciał wyjawić jej przyczyn udziału w Czyśćcu, ale z jakiegoś powodu ufała mu bezgranicznie. Przecież nie przeszedł obok niej obojętnie, a uratował ją.
- Przepraszam? – usłyszała za plecami brytyjski akcent. Obejrzała się przez ramię, by ujrzeć niezadowoloną minę Rudego. Stał w miejscu i przystąpił z nogi na nogę. Po raz kolejny nieznacznie unosił rękę ku górze. – Dlaczego idę ostatni? – spytał, czym wreszcie zwrócił na siebie uwagę szatyna. – Ci z tyłu zawsze giną pierwsi.
Klatka piersiowa Justina uniosła się, a później opadła gwałtownie, gdy ciężko westchnął. Pragnął zdzielić kolegę za te brednie, ale dzieliło ich zbyt wiele centymetrów. Czasami kiedy Rudy otwierał usta, chłopakowi opadały ręce z bezsilności. Ta głupota była zbyt zaawansowana, aby móc ją  leczyć. Zdecydowanie.
- Możemy się zamienić. Chętnie zobaczę jak machasz tym badylem, kiedy ktoś wyskoczy zza rogu – powiedział Justin, ściszonym aczkolwiek spokojnym tonem. Oparł dłonie na biodrach, wyczekując reakcji kolegi. Gray najpierw zmrużył groźnie oczy, a później przyjrzał się dokładnie kijowi baseballowemu. Trzymał go kurczowo w dłoniach, odkąd opuścili mieszkanie Hunta. Wreszcie zrezygnowany machnął ręką.
Hazel wywróciła oczami. W innych okolicznościach uznałaby ich przekomarzanie się za całkiem urocze. Teraz jednak nie było czasu na żadne słodkie gesty. Liczyło się tylko to, aby wyjść z Oczyszczenia cało. Zrobiła krok naprzód, ale zaraz tego pożałowała. Od razu zderzyła się z czymś twardym. Jej mały nos wbił się w łopatkę Justina. Nie poczuł tego, a przynajmniej nie dał niczego po sobie poznać. Nie rozumiała, dlaczego się zatrzymał. Wiedziała, że miał ku temu powód i zżerała ją ciekawość.
Wychylił głowę zza budynku i wypuścił z ust wiązankę przekleństw. Na sąsiedniej ulicy znajdowała się banda muskularnych mężczyzn. Wszyscy mierzyli co najmniej metr osiemdziesiąt, mieli na sobie tylko pomarańczowe kamizelki wraz z dżinsami i byli wytatuowani. Krótko mówiąc, przypominali uciekinierów z więzienia. Zgromadzili się wokół ogromnego ogniska, które płonęło dzięki ukradzionym sprzętom.
- Mamy towarzystwo – wydusił wreszcie, czując palące spojrzenie znajomych. Wiedział, że ta wiadomość ich nie ucieszy. Z resztą kto by się radował, wiedząc, że zaraz może zginąć?

Kiedy wszystkie zegary w jego mieszkaniu wybiły zgodnie dwudziestą drugą, usiadł wygodnie w hotelu i rozkoszował się dźwiękami syren. Przymknął powieki, niemal wchłaniając głęboko w siebie ten odgłos. Uwielbiał ten moment. Niektórzy mogliby nazwać go świrem, ale po prostu kochał mieć władzę nad czyimś życiem. Nic nie uszczęśliwiało go tak, jak błagająca o litość osoba. Strach w oczach ofiary, dodawał mu siły, pewności siebie i… dzikiej satysfakcji. Lubił uważać się za jakiegoś rodzaju bestię. Dzięki tej nocy, na nowo odkrywał w sobie zwierzęce instynkty. Z każdym kolejnym rokiem pozostawało w nim coraz mniej człowieczeństwa.
Obracał w dłoni szklankę do połowy wypełnioną złocistym trunkiem. Spojrzenie brązowych tęczówek wlepił w martwy punkt, znajdujący się tuż przed nim. Wzrok miał nieobecny i pusty, jakby emocje nie odgrywały w jego życiu żadnej roli. Kompletnie się ich wyzbył, albo idealnie je maskował. Żaden mięsień na twarzy bruneta nawet nie drgnął, tak bardzo był skupiony. Przeczesał wolną dłonią bujną, czarną grzywę. Rozmyślał o najbliższej ofierze, przez co na twarzy chłopaka rozlał się marzycielski uśmieszek.
Zdenerwował się, słysząc jak ktoś dobija się do drzwi wejściowych. Z początku postanowił to kompletnie zignorować, jednak gość nie dawał za wygraną. Miał wrażenie, że to pukanie wciąż się nasila i aż rozbolała go głowa. Wstając, zaklął siarczyście pod nosem. Automatycznie włożył dłoń do kieszeni i odszukał w niej mały scyzoryk. Przezorny, zawsze ubezpieczony.
Nawet nie wyglądał przez wizjer. Zdawał sobie sprawę, że nikt groźny nie stanąłby przed jego mieszkaniem, podczas tej nocy. Przekręcił zamki i uchylił drzwi. Jakie było jego zdziwienie, gdy ujrzał przed sobą zgrabną sylwetkę Katherine. Znał ją ze szkoły, ale rzadko rozmawiali. Częściej kończyło się to na zwykłej macance, a potem zostawiał ją bez słowa. Do takich dziewczyn właśnie należała. Tylko ją wykorzystywał, bo nie miała za wiele do zaoferowania. Obiegł ją wzrokiem, począwszy od burzy brązowych włosów i oczu w tym samym kolorze. Miała na sobie skąpą, białą koszulkę, która sięgała do jej pępka i rurki w kolorze moro.
Nic nie mówiąc, wślizgnęła się do środka, zwinnie jak kotka. Ruszyła w stronę salonu, bacznie rozglądając się na boki. Wreszcie zajęła miejscu na fotelu Michaela i upiła łyk jego whiskey.
- Co tu robisz? – spytał oschle. Nie miał ochoty spędzać z nią czasu. Wkurzało go to, że poruszała się po tym mieszkaniu tak swobodnie. Zupełnie, jakby była u siebie. Z chęcią wyrzuciłby ją na zbity pysk, ale skoro tutaj przyszła, musiała mieć dobry powód.
- Mam pewne informacje – mruknęła i równocześnie przyglądała się swoim idealnie wypiłowanym paznokciom w krwistym kolorze. Mike zmarszczył brwi, czekając na resztę wypowiedzi, lecz nie doczekał się.
- Mów. Szybko – ponaglił ją. W tonie Michaela chował się chłód i napięcie. Usta zacisnął w wąską linię. Usiadł tyłkiem na oparciu fotela, tuż obok niej. Pochylił się nieco, by zajrzeć Kath w twarz. Musiał mieć pewność, że nie kłamię. Znajdował się tak blisko, że niemal wszystkie włoski na karku szatynki stanęły dęba.
- Jeden warunek – pomachała mu wskazującym palcem przed oczami. Złapał go w swoją dużą dłoń i odsunął do tyłu, po czym skinął głową, by mówiła dalej. Nastroszyła brwi, aż zaczął się zastanawiać, co chodzi jej po głowie. – Musisz zapewnić mi bezpieczeństwo.
Otworzył usta ze zdziwienia, ale szybko je zamknął. Mógł się na to zgodzić. O ile ta informacja w ogóle była tego warta. Najwyżej zostawi ją na bruku, kiedy nie będzie mu już potrzebna. Po raz kolejny kiwnął głową na znak akceptacji. Obserwował jak klatka piersiowa Kath opada gwałtownie. Odetchnęła z ulgą. Jej kuszące wargi rozchyliły się, zarysowując kilka słów.
- Ktoś po ciebie idzie, Mike. 

***
Statystyki rosną. Komentarzy nabywa, tak samo wejść. Jestem mega szczęśliwa i bardzo, bardzo, baaaardzo wam dziękuję ♥

28 komentarzy:

  1. Świetny rozdział @SwaglandJB

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, coś się zaczyna dziać. Z jednej strony lubię jak to wszystko idzie tak wolno, bo to sprawia, że czekam z niecierpliwością na następny. A z drugiej zaczynam się serio niecierpliwić, bo chciałabym, żeby działo się już coś takiego, że hm.. Opadnie mi szczęka haha.
    @arianelka

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny jak zawsze ! <3
    Coraz więcej zaczyna się dziać ;)
    Jestem ciekawa co będzie dalej . .
    Więc z niecierpliwością czekam na kolejny ;)
    Życzę weny :D
    × ×
    @Natalia44x
    Dziękuję za poinformowanie :) xx

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG idealny ❤ bardzo mi się podoba to ff :) jest takie tajemnicze i ma coś takiego w sobie co mi się mega podoba ❤ haha uwielbiam Rudego jest taki pozytywny :D życzę weny i czekam nn @myprettyKlaudia

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku świetny rozdział! Czy chodzi o Justina? Tak mi sie wydaje ale możesz w końcu nas zaskoczyć :) Nie moge sie już doczekać kolejnego rozdziału!
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. omg tak bardzo idealny >>>>>>>>> /perfxed

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy i orginalny pomysl na ff. Juz nie moglam sie doczekac hahaha. Strasznie dużo akcji w jednym rozdziale. Czekam na nastepny / @sdvxxx

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku chcę już następny :( Naprawdę oryginalny pomysł na ff. Szukałam czegoś takiego. ❤
    / @WhatsupBieberr

    OdpowiedzUsuń
  9. super!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. swietnie, nie spotkalam sie jeszcze z taka historia, z tak oryginalna..
    uwielbiam!
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  11. omg domyslam sie,ze to po niego idzie Justin no i ona mu to powie w nastepnym rozdziale fuck...no chce juz nowy mimo,ze dzis ten dodalas to i tak juz czekam z niecierpliwoscia na nastepny bo ten taki jkvhjaskbgv

    OdpowiedzUsuń
  12. jdndfunfu końcówka ! Kto mu to powiedział ! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. perfect! <3
    chcę więcej! haha <3
    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  14. świetny, idealny ♥
    nie mogę doczekać się nn ♥
    mam nadzieję, że Hazel, Justinowi i Rudemu nic nie będzie
    zapraszam do mnie fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl/

    OdpowiedzUsuń
  15. awww boooski i <333 czekam z niecierpliwością na kolejny;33 @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  16. czy to Justin się tam do niego wybiera???

    OdpowiedzUsuń
  17. O ja pierdole co to kurwa wgl jest? To jest tak zajebiste, nie wiem skad pomysl ale czekalam na takie ff. Nie moge sie doczekac kolejnego rodzialu. Pierwszy raz czytam takie ff, nie jest oklepane jest swieze, ciekawe oraz fascynujące. Dziewczyno trafilas w moje gusta! Nie wiem skad wzielas Czyściec ale to jest takie quishabhqjbzjqiwns <3 No i Justin jest tu taki boski o fuck! Ten Rudy hahhaha jest mega!

    OdpowiedzUsuń
  18. Kocham kocham kocham
    @trouvdag

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetny świetny świetny wręcz genialny rozdział! Czekam na kolejny xx @only_hopexx

    OdpowiedzUsuń
  20. Genialne :)
    Czekam na next 💕

    OdpowiedzUsuń
  21. >.<
    Nie potrafię skomentować mojego szczęścia i zadowolenia.
    :P
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  22. Czad! Czasami trochę nie ogarniam kto jest kim, ale to nieważne!
    Lecę czytać kolejne rozdziały ;)
    @piter

    OdpowiedzUsuń